Kiedy byliśmy w Umam na Hemara, zamówiliśmy pumpkin spice latte. To było jak kojąca chmurka ciepła. Delikatne, puszyste, słodkie, ale nie w nachalny sposób, po prostu pyszne. Ok, ale u nas Umam nie ma, a żyć jakoś trzeba. W innej kawiarni, poniekąd rzemieślniczej, także zamówiłam, przepełniona nadzieją, pumpkin spice latte. I kiszka. Syrop z Monini, o wyżej wymienionym już smaku, nie jest kluczem do mojego serca. I co teraz? Jesień, za oknem paskudnie, brakowało mi tamtego otulenia. Postanowiłam zrobić własny syrop, inspirowany wspomnieniem smaku z Gdańska. Przewertowałam trochę przepisów, tych z karmelem i innych, dyni w różnych odsłonach, z różnymi mieszankami przypraw. Bardziej od metody, zależało mi na smaku i tak powstała moja receptura. Ilości będą, jak zawsze u mnie, orientacyjne. Musisz je dostosować do własnych upodobań.
- dynia hokkaido (ta była u mnie, ale jeśli wolisz inną, śmiało)
- laska wanilii
- anyż
- kardamon
- cynamon
- imbir mielony
- gałka muszkatałowa
- goździki
- mleko skondensowane
- kajmak
Umytą dynię, pozbawioną nasion, pokrój w średnią kostkę. Umieść w garnku z nieprzywierającym dnem, zalej niewielką ilością wody, wrzuć przyprawy (możesz wrzucić cynamon w laskach, łupinę i nasiona wanilii oddzielone, anyż dobrze jest utłuc w moździerzu) i gotuj do miękkości. Wyjmij łupinę po wanilii, laskę cynamonu. Wlej mleko skondensowane, mi brakowało jeszcze wtedy głębi, stąd dodatek kajmaku. Zblenduj dokładnie. Podgrzej, przelej do szklanych szczelnych pojemników i po ostudzeniu schowaj do lodówki. Na jak długo? Nie mam pojęcia, testy trwają. Syrop jest gotowy. Kiedy jest jeszcze ciepły, możesz zalać nim białą czekoladę, wymieszać i dodać mascarpone w temperaturze pokojowej. Uzyskasz ciekawy krem do smarowania rogalików i innego pieczywa.